Motocykle - motocykliści - zloty motocyklowe
Cytat na dziś: "Jazda na motocyklu to najlepsza rzecz jaką można robić w ubraniu"

Artykuły » Turystyka

Krotoszyn - Jiczyn przez Mazury i Bieszczady

Rozmiar tekstu: AAA Sławo, 28 października 2009
Samo południe. Słońce powoli przechodzi na zachodnią stronę i przez okno swoimi promieniami daje mi po oczach, dając jednocześnie do zrozumienia żebym wstał z łóżka, ruszył tyłek i zrobił coś ze swoim życiem, a przynajmniej z tamtym dniem. Nie wiedziałem jeszcze ile kilometrów zrobię ani w jakim czasie, ale wiedziałem że muszę pogonić niewybieganą GPZ-tę do galopu.

21. sierpnia 2009 - Lubin - start!

Po zatankowaniu do pełna, pierdnięciu w oponki i rzuceniu okiem czy aby namiot, śpiwór i reszta pakunków jakoś się trzyma ruszam w trasę. Pierwszy odcinek krótki - Lubin, Ścinawa, Rawicz, Krotoszyn...

Tak!! Krotoszyn! Pewnie większość wie co tam się wyprawia. Około godz. 20 stałem przed bramką i kupowałem bilet na zlot, chwilę później już rozbijałem namiot obok "ziomków" z Wrocławia z klubu akademickiego "Apanonar".

Długo mógłbym pisać o całodobowym paleniu gumy, bezsensownym strzelaniu z wydechów, piłowaniu do odcięcia i głupkowatym zakopywaniu się na polu, ale nie będę, bo.. sam zakopałem się na polu, strzeliłem z wydechu i paliłem nie tylko gumę ale nawet olej! Oczywiście z umiarem, bo GPZ-ta musiała oszczędzać siły na bardziej ambitne wyzwania.
Zresztą nie ma sensu się rozpisywać, wszystko widać na zdjęciach:

http://omko.pl/imprezy/galeria?id=27&id2=59


23. sierpnia - Krotoszyn - wyjazd ze zlotu

Impreza imprezą, fajnie było ale się skończyło - trzeba ruszać dalej. Aby zrobić dwa kroki w przód wypadałoby najpierw zrobić jeden w tył, a więc cofam się z apanonarową ekipą do Milicza na herbatę i jajecznicę. Potem zaczyna się już jazda we właściwym kierunku - Ostrów Wielkopolski,Kalisz. Tutaj krótka przerwa na odwiedziny u pewnej znajomej poznanej na krotoszyńskim zlocie. Powoli robi się późno, jadę dalej - Turek, Koło, Warszawa..

W stolicy miałem luźno ustawiony nocleg, ale pora była już na tyle późna, że uznałem to za niezbyt eleganckie robić wjazd na chatę po godz. 23, z tobołami i 3 dniowym zlotowym kurzem w każdym zakamarku ubrania i włosów.. więc nie zatrzymując się, pokręciwszy się trochę po centrum obrałem azymut na Mazury, których do tej pory nie miałem okazji zobaczyć. W świetle reflektora rozstawiłem namiot na półdziko gdzieś między Legionowem a Pułtuskiem, oznaczyłem teren i zakończyłem tamten długi dzień.


24. sierpnia - wyjazd na Mazury

Pobudka dość wcześnie jak na moje standardy, kierunek - północny wschód. Ostrołęka, Łomża, Augustów.. Nie wiem właściwie dlaczego ubzdurałem sobie, że chcę dojechać w jak najdalsze zakamarki tamtych rejonów, ale w Augustowie mnie olśniło, że jak się nie ogarnę, to czeka mnie kolejny nocleg w namiocie i kolejny dzień bez prysznica, więc obrałem kierunek na największe polskie jezioro - Śniardwy.

Droga bardzo przyjemna - w miarę przyzwoity asfalt, zero ruchu i ładne widoczki. Ełk, Orzysz i już jestem. Oczywiście zamiast wybrać jakiś normalny dojazd nad jezioro, spojrzałem na mapę, rozejrzałem się dookoła i uznałem, że pojadę "tędy".
Nie minąwszy ani jednego samochodu i zaledwie kilka osób, które patrzyły na mnie jakoś dziwnie zauważyłem, że owe "tędy" szybko z bocznej drogi zamieniło się w drogę polną, potem leśną ścieżkę, a jeziora jak nie było tak nie ma.

Gdy już byłem w samym centrum "niczego" postanowiłem zatrzymać się na chwilę.. niestety na lekkiej pochyłości zabrakło mi nogi do podparcia się i.. GPZ-ta upada po raz pierwszy. I to jeszcze dość pechowo, bo kołami trochę do góry, a kierownica i bak ślicznie wpasowały się w jakiś cholerny dół, tak że od podniesienia 240 kilogramów wykolejonego żelastwa dzieliło mnie kilka lat ciężkiej pracy na siłowni. Ruch na tym "szlaku" był taki, że już widziałem oczami wyobraźni siebie rozstawiającego namiot koło sprzęta, kiedy nagle zdarzył się cud - na horyzoncie pojawiła się.. krowa!
Potem kolejna, całe stado. Było ich conajmniej miliard, każda przechodząc obok rzucała spojrzenie spod byka, po czym odwracała głowę. Na szczęscie peleton zamykał dziadek na rowerze, który okazał się bardziej ludzki i wpólnymi siłami udało się jakoś postawić motór do pionu.

Po kilku kilometrach moim oczom ukazało się w końcu jezioro.
W tym momencie zdałem sobie sprawę, że robi się już naprawdę późno i nie ma co się rozdrabniać w podziwianie widoków ;] już tylko szybki powrót do stolicy, cywilizacji i czystych ubrań.


25. sierpnia - Warszawa

Wizyta u koleżanki.
Dzień odpoczynku - motocykl też odpoczywa i zbiera siły na kolejne dni.


26. sierpnia - Wyjazd z Warszawy

Tym razem w przeciwnym kierunku - na południe. Po wydostaniu się ze stołecznego tłoku nareszcie można odetchnąć odrobiną przestrzeni. W Iłży zauważam dosyć ciekawie wyglądającą wieżę wśród ruin jakichś budowli..
Postanawiam zboczyć na chwilę z trasy i zobaczyć bliżej nieokreślone ruiny. Nierówna żwirowa ścieżka pod górkę okazuje się zdradliwa, a ja za bardzo wyluzowany, efekt - poharatany lewy kierunek. Pod wieczór dojeżdżam do kolejnego punktu noclegowego - do koleżanki mieszkającej pod Rzeszowem w miejscowości, która nazywa się tak, że pewnie nawet sami rdzeńni mieszkańcy nie potrafią zapamiętać tej nazwy. W każdym razie ja nie pamiętam. Na miejscu poznaję pewnego młodego skuterowca.
Zakładamy opatrunek z taśmy klejącej na ranny kierunkowskaz, kolejna dolewka oleju i motocykl czuje się jakby dopiero wyjechał z fabryki.

27. sierpnia - Bieszczady

Konktynuuje jazdę w obranym kierunku na koniec świata. Sanok, Cisna. Odbijam w stronę granicy słowackiej. Napotkani po drodze ludzie (a właściwie jeden człowiek) to specyfika regionu: (na zdjęciu w "kiosku")
Kończy się droga, sprzęt odstawiam na odpoczynek, zaopatrzywszy się w "sklepie" ruszam na pieszą wędrówkę po Bieszczadach. Urzekająca jest cisza, pustki na szlakach, tylko raz na jakiś czas widzi się jakiegoś zabłąkanego turystę. Robi się późno, więc pora jechać, po drodze zahaczam jeszcze o Solinę (tu nie jest już tak pusto), pstrykam kilka fotek i wracam do Rzeszowa.


28. sierpnia - Wyjazd z Rzeszowa

Godz. 9.00 - ruszam ze stacji benzynowej. To będzie dłuugi dzień. Meta znajduje się w Jiczynie w Czechach, to jest trochę kilometrów. Droga przez Kraków i później autostradą wydaje się szybka, ale.. ja nie mam ochoty iść na łatwiznę. Wybieram trasę trochę na około, ale za to przez góry. Jadę przez Jasło i kawałek za Nowym Sączem przejeżdżam granicę polsko-słowacką. Przez góry jedzie się wręcz komfortowo składając się naprzemian to w lewe to w prawe zakręty. Ponieważ wyjechałem poza mapę, za miejscowością Stara Lubovna, kieruję się na wyczucie i jak się okazuje nie zawodzi mnie ono - po chwili mam okazję zrobić kilka ładnych fotek.
Droga prowadzi mnie prosto do Zakopanego, gdzie.. grzęznę w korku, smażąc się w motocyklowych ciuchach. W pewnym momencie na zakręcie z urozmaiceniem w postaci piasku na jezdni lekko mną zarzuca, ale jakoś daję radę. W miejscowości Chochołów z powrotem odbijam w stronę Słowacji, gdzie drogi są bezludne, a asfalt jako taki (choć nie wszędzie).

Mijam Dolny Kubin, a obok niego Zamek Orawski wybudowany na skale przy samej rzece. Widok jest niecodzienny, szkoda że nie ma czasu na zwiedzanie, ale przynajmniej wiem już które rejony Słowacji odwiedzę następnym razem w pierwszej kolejności. Droga to jedna wielka estakada, więc nawet nie ma jak się specjalnie zatrzymać do zrobienia zdjęcia, ale to tylko kolejny pretekst, żeby wrócić w tatmo miejsce.

Dojeżdżam do Żyliny, gdzie moja intuicja posiłkuje się mapą przejrzaną na stacji benzynowej. Już jestem prawie w Czechach. Kończą się góry, kończy się leniwe oglądanie widoków i niedługo skończy się dzień - to znak że musi zacząć się zapierdalanie. Olomouc, Hradec Kralove - Czesi raczą mnie drogami raz lepszymi raz gorszymi, chwilami autostradami - nadrabiam trochę czasu, ale i tak zastaje mnie noc. Na którejś stacji benzynowej spotykam parę Czechów na jakimś czoperku udających się w tym samym kierunku, po drodze zbiera się jeszcze paru innych i taką trochę przypadkową ekipą wlatujemy do Jiczyna na zlot.


29. sierpnia - Zlot w Jiczynie

Na miejscu spotykam znajomych z Wrocławia. Trochę się dzieje, jak to na zlocie, ale to nie miejsce na takie relacje. Panuje ogólne wyluzowanie obyczajów, które również udziela się naszym koleżankom ;]

30. sierpnia - Powrót do domu

Przejście graniczne Lubawka, potem Bolków, Legnica i już jestem w Lubinie. Małe podsumowanie:

- 10 dni
- prawie 3000 km
- prawie 4 litry oleju
- 3 upadki
- 2 (w)zloty
- 0 poważniejszych awarii

Po tej trasie miałem tak dość motocykla, że nie jeździłem chyba z 2 dni. Mimo wszystko GPZ-ta okazała się bardzo wygodna - z Rzeszowa do Jiczyna jechałem prawie 15 godzin (co prawda z przerwami) i w dużej części przez góry, a mimo tego wszystkie części mojego ciała miały się całkiem dobrze.

Trasa wyszła mniej spontaniczna niż planowałem właśnie przez ten zlot w Jiczynie, o którym się dowiedziałem w trakcie, gdyby nie on to pewnie wycieczka trwałaby 2 razy dłużej z noclegami w jakichś dziwnych miejscach o których lepiej nie myśleć.
Ale to już jest do nadrobienia w kolejnym sezonie ;)

Kliknij na zdjęcie aby je powiększyć

Podziel się z innymi:  
  • Facebook
  • Wykop
  • NK
  • GG
  • Wahacz
  • Blip
  • Flaker

Dodaj komentarz:

Imię / ksywa:

Twój komentarz
do tego artykułu:

Pierwsza + ostatnia cyfra =*
Zaloguj się aby dodawać komentarze
bez konieczności przepisywania kodu.

Komentarze: (4) - sortowane od najnowszych

siwy
Lubin
22 gru 2009, 21:15
milusio bardzo ładnie
olivka
19 lis 2009, 20:17
no cóż muszę pochwalić ten artykuł - Sławo wie dlaczego ;):)
RedShadow
Wrocław
15 lis 2009, 12:45
Jak finanse pozwolą to w przyszłym roku chciałbym sobie zrobić podobną wyprawę
Marceli
3 lis 2009, 15:03
Super relacja~!

Ocena:

Musisz być zalogowany
aby oceniać artykuły.
Średnia: 7,83
Liczba
ocen:
6

Podobne artykuły:

Jak się ogarnąć kiedy jest zimno (Turystyka)Sprint na odcinku Wrocław - Lizbona czyli 350… (Turystyk…)[Cz.20] Nowy Jork w te i wewte czyli Stany Az… (Turystyk…)[Cz.19] Nowy Jork w te i wewte czyli Stany Az… (Turystyk…)

Logowanie

Email:
Hasło:
Nie pamiętam hasła
Załóż konto!

Znajdź w serwisie

Twoja wyszukiwarka

Główni partnerzy:

Kalendarz Imprez Motocyklowych

Facebook:

Polecamy:

AKM Apanonarwięcej...
Prywatność i cookies  -  Patronaty  -  Partnerzy  -  Toplista  -  Widgety  -  Facebook  -  Reklama  -  Kontakt
Motocyklowy portal informacyjno-społecznościowy omko.pl © 2009-2024
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu